Komentarze: 0
Znacie
paradoks kłamcy? Powstaje on, kiedy treść zdania w jakikolwiek sposób
(a tych wymyślono prawdziwe multum), odnosząc się do samej siebie,
neguje swoją prawdziwość. Nie wtedy, kiedy wyrażając je, przeczymy sami
sobie, czyli nie wtedy, kiedy jest sprzeczne wewnętrznie (tj. jego
treść odnosi się do dwóch takich faktów, które są sobie przeciwstawne,
więc nie mogą zachodzić jednocześnie), niezależnie od tego, czy chodzi
o sprzeczność syntaktyczną (np. „Pada deszcz i nie pada deszcz”[1]),
czy semantyczną (np. „Krzesło zostało premierem Wielkiej Brytanii”[2]).
Natomiast wtedy kiedy treścią jakiegoś zdania jest to właśnie zdanie i
treść ta wyraża zaprzeczenie prawdziwości tego zdania
Paradoks
kłamcy stanowi zdanie „Kłamię”. Stanowi ono jednocześnie najprostszą
formę owego paradoksu. Choć może należało by je wyrazić ściślej jako
„Obecnie kłamię” albo „W niniejszej wypowiedzi kłamię”.
Paradoks
kłamcy pochodzi od pewnego Kretańskiego filozofa, Eubulidesa, a
wyrażany jest w niesłychanej ilości form, w których wymyślaniu przodują
Brainiacy. Jedną z form paradoksu kłamcy jest zapisane w ramce zdanie
„Zdanie w tej ramce nie mówi prawdy”. Inną jest para zdań, z których
pierwsze w jakikolwiek sposób mówi o tym, że drugie jest fałszywe a
drugie o tym, że pierwsze jest prawdziwe.
Schemat tego
paradoksu można odnosić nie tylko do relacji prawdziwości ale również
do innych relacji. Kurt Godel odniósł go na przykład do relacji
dowodliwości, dowodząc nie formalnie (co następnie powtórzył
formalnie), że w systemie aksjomatycznym (bogatszym niż arytmetyka),
jeżeli jest on niesprzeczny (spójny), to nie da się „uczynić” go zupełnym, czyli udowodnić prawdziwości wszystkich prawdziwych zdań tego
systemu. Intuicyjnie można zaprezentować to w następujący sposób. Gdyby
zadanie „Nie da się udowodnić prawdziwości niniejszego zdania” miało
być bądź dowodliwym bądź fałszywym, powodowałoby ono sprzeczność. Gdyby
dało się udowodnić prawdziwość tego zdania, byłoby to sprzeczne z tym,
co głosi to zdanie. Gdyby nie dało się udowodnić prawdziwości tego
zdania, musiałoby być ono fałszywe, ale skoro fałszem byłoby, że nie da
się udowodnić jego prawdziwości, to prawdą byłoby, że da się ją
udowodnić, tymczasem wyszliśmy przecież od tego, że się nie da.
Ja
natomiast odnoszę schemat paradoksu kłamcy do relacji materialnych,
które zresztą służą mi jako jego rozwiązanie, do którego teraz przejdę.
Ów paradoks został rozwiązany poprzez dogmatyczne postawienie,
że w danym języku nie można mówić o nim samym, do mówienia o nim
powinno się używać metajęzyka (a do mówienia o meta języku
metametajęzyka). Nie uzasadniono jednak czemu należy tak robić.
Znaleziono rozwiązanie likwidujące paradoks kłamcy, ale nie
stwierdzono, czemu go ono likwiduje. A sprawa jest banalnie prosta.
Przede
wszystkim chodzi nie tyle o to, że w języku nie można mówić o nim
samym, co o to, że treścią zdania nie może być nic co samo jest
uzależnione od tej treści (np. jego prawdziwość). Treść nie może być
uzależniona od niczego, co uzależnione jest od niej, bo inaczej
uzależniona byłaby od samej siebie. A wtedy skąd by się brała, skąd
byłoby wiadomo jaka ma być?
Wyobraźcie sobie kameleona w
pokoju pełnym luster. Załóżmy że kameleon nie ma swojego naturalnego
koloru i że swój kolor uzależnia tylko od otoczenia. Jaki kolor miałby
przybrać w takim pokoju, jeżeli lustra również „przybierają” tylko jego
kolor? Byłoby zupełnie niewiadomym, jaki kolor ma przybrać kameleon czy
też jaki kolor ma emitować lustro. Powyższy przykład przełóżmy na
sytuację komunikacyjną.
Jestem zwolennikiem materialistycznej
teorii znaku i języka (
http://wolnafilozofia.blog.onet.pl/2,ID308174942,DA2008-03-20,index.html
), chociaż jest to akurat dla sprawy nieistotne. Wyobraźcie sobie, że
przed lustrem stoi facet, który ma coś wyrazić gestami, ale gestami ma
wyrazić … to co wyraża gestami (czyli treść komunikatu ma wyrażać sama
siebie). Skąd facet bądź lustro mają wziąć te gesty? Jeżeli facet nie
zobaczy w lustrze, jakie gesty wykonuje, nie będzie wiedział, jakie ma
wykonać, bo przecież ma wykonać te, które wykonuje. Jeżeli w lustrze
nie odbiją się gesty wykonywane przez faceta, nie będzie ono
„wiedziało” jakie pokazać mu gesty, które miałyby się w tym lustrze
odbić.
Facet naśladujący gesty z lustra, to analogia zdania
„To zdanie jest prawdziwe”. Treść tego zdania mówi tylko i wyłącznie o
sobie samej. Ale w takim razie jak jest ta treść? Żadna, bo skąd ją
wziąć, jeżeli jest ona w pełni uzależniona tylko od siebie samej tak,
jak gesty faceta przez lustrem były uzależnione tylko od siebie samych.
Pół biedy, jeżeli pokazywane do lustra gesty wyrażają same
siebie, tzn. np. gest „OK.” nie oznacza tylko stanu satysfakcji ale też
sam gestu „OK.”, tj. wyciągnięty kciuk, a „fuck you” nie wyraża jedynie
dezaprobaty ale wyraża też wystawiony środkowy palec. Wtedy facet
mający pokazać to, co pokazuje mu lustro, po prostu nie będzie miał
informacji, co pokazać.
Gorzej gdyby pokazywany do lustra gest
miał symbolizować swoje przeciwieństwo, tj. swój brak, czyli gdyby
facet widząc w lustrze jakikolwiek gest miał go nie wykonywać, ale miał
wykonywać każdy (czy też którykolwiek) gest, którego nie widzi w
lustrze. W takim wypadku nie tyle brakłoby mu informacji, co pokazać,
ile cokolwiek by zrobił, cokolwiek by pokazał bądź czegokolwiek
pokazywania zaniechał, złamałby warunki zadania.
Facet
naśladujący przeciwieństwa gestów (lub ich braku) zobaczonych w lustrze
to analogia zdania „To zdanie jest fałszywe”. W tym zdaniu mało że
treść mówi tylko i wyłącznie o sobie samej, ale też samej sobie
zaprzecza. W takim wypadku nie tyle każda treść by pasowała do tego
zdania tylko nie wiadomo, która ma się w nim znaleźć (więc nie znajduje
się żadna), co nie wiadomo, która ma się w nim znaleźć, ale
jednocześnie nie pasowałaby żadna, bo każda byłaby sprzeczna
wewnętrznie.
To właśnie z tych dwóch powodów zdanie nie
może mówić o swojej wartości logicznej (prawda/fałsz). Bowiem wartość
ta zależy od tego, o czym mówi zdanie, a nie może przecież zależeć ona
sama od siebie. Jeżeli zdanie mówi, że jest prawdziwe, nie jest jeszcze
tak źle. Jest po prostu puste. Gdy mówi o sobie, że jest fałszywe,
prowadzi do paradoksu.
Przypisy:
[1] Kazimierz Twardowski, “O tak zwanych prawdach względnych” w “Rozprawy i artykuły filozoficzne”, Lwów 1927.
[2] Greg Restall, “Logic. An introduction”, Routledge, Londyn i Nowy Jork 2006.